2017-10-17     Antonii, Ignacego, Wiktora     "Nie depcz smutkowi po piętach bo się może odwrócić" - Autor nieznany    
Św. KingaZakon Sióstr KlarysekKlasztor starosądeckiGaleriaKontaktAktualnościUroczystości ku czci św. Kingi
Legendy górnicze w Wieliczce

20.

 

LEGENDY GÓRNICZE W WIELICZCE

 

            Dzięki legendarnemu odkryciu soli w Bochni za pośrednictwem św. Kingi, oraz stałemu kontaktowi górników kopalni wielickiej z górnikami bocheńskimi powstała legenda o odkryciu soli kamiennej  w Wieliczce i przypisujący szczególny udział św. Kindze. Co więcej, poprzez wieki mieszkańcy Wieliczki byli przekonani, że to w Wieliczce, a nie w Bochni został odkryty pierścień św. Księżnej, w pierwszej bryle kryształowej soli, który to pierścień, na znak zaślubin z kopalnią w Marmarosz Sziget wrzuciła św. Kinga do szybu tejże kopalni.

            Ta wielicka legenda nie ma żadnego uzasadnienia w średniowiecznych przekazach historycznych. Brak jest bowiem historycznych wzmianek o pobycie św. Kingi w Wieliczce. W chwili bowiem przybycia św. Kingi do Polski po przywitaniu się z Bolesławem Wstydliwym i jego orszakiem we Wiśniczu, św. Kinga udała się na zamek w Sandomierzu, gdyż Kraków w tym czasie był zajęty przez wojska księcia Konrada Mazowieckiego, a w latach pięćdziesiątych trzynastego wieku, kiedy to zanotowane są fakty historyczne odkrycia soli kamiennej w Bochni i w Wieliczce, św. Kinga przebywała na zamku w Nowym Korczynie.

 

            Spośród legend górniczych związanych z Wieliczką do najbardziej powszechnych i utrzymujących się po obecne czasy należą dwie następujące legendy:

            1/ We wsi Skałki Mnogie mieszkał bardzo poczciwy górnik nazwiskiem Mikołaj Koszyk. Miał żonę Marcynę i jedynego syna Wojcieszka. Syn ochotnie garnął się do nauki, do wszelkich prac ręcznych, jakie mężczyznom w owych czasach przystały.

            W czasie zimnej i deszczowej pogody Wojcieszek udał się nad rzekę, by nałowić ryb na obiad. Wrócił do domu z obfitym połowem, ale też z objawami wysokiej gorączki na skutek przeziębienia. Choroba coraz bardziej atakowała organizm chłopca, a rodzice lękali się o życie jedynego syna, którego bardzo kochali. Nie pomogły zabiegi słynnych zielarzy, nie pomogły domowe środki lecznicze.

            Marcyna zachęcała swego męża, by wspólnie modlili się o zdrowie syna za przyczyną św. Kingi, która górnikom tak wiele łask wyprasza od Boga.

            Po wspólnej modlitwie rodziców Wojcieszek powoli, ale stale wracał do zdrowia. Rodzice uważając się za wysłuchanych, nie mieli czym odwdzięczyć się św. Kindze, dlatego z wdzięczności za przywrócone zdrowie dziecka, Mikołaj wieczorami strugał w drzewie lipowym figurę św. Kingi, a jego żona Marcyna haftowała biały obrus, by oboje owocem pracy rąk własnych mogli okazać wdzięczność Świętej Patronce górników.

            Obserwował Wojcieszek trud swoich rodziców i nie chciał poprzestać tylko na dziękczynnych modłach, ale kiedy coraz częściej wychodził na pole, zaczął zbierać rozmaite kamienie i gromadzić je w jednym miejscu, zapytany przez rodziców, w jakim celu to czyni, odpowiedział, że pragnie, aby z tych kamieni powstała kapliczka, w której będzie, na ołtarzu przykrytym obrusem matki, stała figura św. Kingi, wyrzeźbiona przez ojca. Jak w wielu miejscowościach po roku 1690, podobnie i w Skałkach Mnogich, powstała kapliczka ku czci św. Kingi, jako wotum wdzięczności za przywrócenie zdrowia Wojcieszkowi, za wstawiennictwem św. Kingi. Kiedy więc w wybudowanej kapliczce na pięknie haftowanym obrusie spoczywała figura św. Kingi, która spoglądała na świat przez pięknie oszklone drzwi, wtedy Marcyna doszła do wniosku, że przed figurą św. Kingi winna stale palić się lampa jako symbol wdzięczności. Zainstalowanie lampy odkładano jednak na czas późniejszy. Jednego razu Mikołaj, udając się do pracy na kopalnię, wstąpił jak zawsze na modlitwę do kaplicy. W czasie modlitwy usłyszał głos dochodzący od figury św. Kingi: "Ciemno tu, wróć się przeto Mikołaju do domu i przynieś mi trochę światła. Niech stanie tutaj olejna lampa twoja, którą na zmianę masz w chacie."

            Mikołaj obawiał się, że wracając do domu może spóźnić się do pracy, ale przecież Świętej nie można odmawiać posługi. Wstał więc szybko z klęczek, zawrócił do domu, zabrał drugą lampę górniczą i umieścił ją zapaloną w kaplicy. Następnie szybko udał się do miejsca pracy.

            Na kopalni dowiedział się, że w miejscu, gdzie on tej nocy miał pracować wybuchnął groźny pożar, a stało się to wtedy, kiedy on zamiast do pracy spieszyć, udał się do domu po lampę dla św. Kingi. Pożar ugaszono dopiero następnego dnia, Mikołaj brał udział w gaszeniu pożaru. Po jego ugaszeniu, kiedy wracał do domu, naprzeciw niego wybiegła żona i Wojcieszek ciesząc się, że Mikołaj wraca cały i zdrowy. Na słowa zachęty Mikołaja wszyscy udali się do kapliczki, by dziękować św. Kindze za ocalenie życia w tak dziwny i nie zawsze zrozumiały dla ludzi sposób[1].   

            2/ Druga ze sławnych, trwających w świecie górniczym po dzisiejsze czasy legenda mówi:

            Dawni górnicy pragnęli mieć w miejscach pracy godła i znaki Boże w różnorodnej postaci. Nie brakowało w kopalniach kapliczek, posągów, ołtarzy i różnych wizerunków przywodzących na myśl moc i potęgę Boga, czuwającego nad trudną pracą górników. Górnicy pracujący pod ziemią odczuwali jak nikt inny bliskość Najwyższego, wystrzegali się przekleństw, używania słów nieprzyzwoitych, a także czynów niegodnych człowieka. Pracę swoją zaczynali od śpiewu pobożnych pieśni, w przekonaniu, że Bóg nie opuści ich w trudnej i niebezpiecznej pracy. Wzywano szczególnie świętych Patronów górników, a między innymi św. Kingi.

            Pewnego roku przydarzyło się, że na kopalnianym wyrobisku w Wieliczce zostało zasypane całe wyjście chodnika na dużej przestrzeni. Sześciu górników pracujących w wyrobisku w tym czasie, zostało zupełnie odciętych od świata. Dopalał się łój w ich górniczych kagankach, we flaszach drewnianych ledwo chlupotała woda, zabrakło im chleba i sera, co im służył jako posiłek w pracy. Coraz duszniej stawało się w miejscu pobytu górników. Michał Kaszyc myślał o przyszłości swoich 12 dzieci, skoro on umrze w podziemiu kopalnianym. Stach, dostrzegając, że żywiej pali się jego lampka budził otuchę w sercach swoich towarzyszy niedoli twierdząc, że szczególnie jego brat Jach i koledzy, będą czynić wszystko, by ich uratować z zawalonego chodnika.

            Coraz częściej i głośniej wołali o pomoc, a kiedy poczuli się zmęczeni wspierali się o skały, dyszeli ciężko, odczuwali wielkie pragnienie. Stach sięgnął po swoją flaszę i okazało się, że jest w niej woda, a przecież wypił przedtem wszystką wodę, podobnie we flaszach innych górników znalazła się woda. Zaspokoili swoje pragnienie. Woda miała smak rosy niebieskiej i znacznie ich ożywiła. Spożywszy tej wody uklękli i dziękowali Panu Bogu. Z radością na ustach śpiewali: "Kto się w opiekę poda Panu swemu..."

            W tym czasie na podszybiu znajdował się brat Stacha, Jach, a z nim jeszcze dziewięciu innych górników. Władze kopalni zadecydowały, że nie będą ratować zasypanych, ale Jach buntował się przeciw takiej decyzji, za wszelką cenę chciał ratować swojego brata. Mimo zakazu górnicy zjechali do szybu i usłyszeli wołanie o pomoc zasypanych górników. Wtedy przy większej liczbie pracowników rozpoczęto akcję ratowniczą. Tymczasem zasypani czuli się coraz słabsi, wzywali w duchu pomocy św. Kingi, wypowiadali słowa błagania o uratowanie ich życia. W czasie modlitwy poczuli świeży powiew powietrza, ujrzeli św. Kingę w habicie zakonnym, a obok niej wielkie zwały soli zaczęły się usuwać i ukazało się górnikom przejście do dalszego chodnika. Następnie ukazało się wielkie światło, a św. Kinga wskazała im drogę, którą mają wyjść z zasypanego chodnika. Najpierw szła św. Kinga, a za nią zasypani górnicy. Kiedy znaleźli się w miejscu bezpiecznym, zniknęła postać św. Kingi.

            Zostali więc uratowani, zetknęli się z grupą ratowniczą, szczęśliwie powrócili do rodzinnych domów. Dowiedzieli się potem, że nie tylko oni szukali pomocy u św. Kingi, ale także jej wstawiennictwu polecały ich bezpieczeństwo i życie rodziny górnicze. Tak więc w głębokim przekonaniu utwierdzali się górnicy i ich rodziny, że dzięki opiece św. Kingi zostali wyprowadzeni z nieszczęścia, uwolnieni od grożącej śmierci, od osierocenia żon i dzieci, od pozbawienia rodzin środków do życia[2].

            Na podstawie wyżej przytoczonych legend możemy twierdzić, że górnicy wieliccy byli głęboko przekonani o skutecznym wstawiennictwie św. Kingi za nimi u Boga, że św. Kinga wspomaga ich w pracy, przestrzega przed grożącym niebezpieczeństwem, ratuje w zagrożeniu, wyprowadza szczęśliwie z sytuacji beznadziejnych.

            Głęboka wiara i ufność w skuteczne wstawiennictwo św. Kingi u Boga, to nie tylko legenda, ale o wierze, ufności górników o wielkiej czci oddawanej św. Kindze, świadczą fakty historyczne, dotyczące zarówno górników jak i całej załogi kopalni, tak w Bochni jak i w Wieliczce. 

 

A GÓRNICY BOCHEŃSCY

 

            Pod wpływem wiary, że to dzięki wstawiennictwu św. Kingi została odkryta sól kamienna w Bochni, że św. Kinga była fundatorką kościoła i parafii bocheńskiej, postać św. Kingi otoczono czcią, szerzono jej kult.

            Każda wiadomość o nowym cudzie i łaskach za wstawiennictwem Świętej, co zdarzało się dosyć często, jak na to wskazują życiorysy św. Kingi, utrwalały i wzmagały w prostych sercach górników miłość i przywiązanie do tej miłosiernej Pani, o której opowiadano, że nigdy nikomu nie odmówiła swojej pomocy, czy nie spieszyła z ratunkiem. Dlatego to w kopalniach soli w szczególny sposób patronowała jako opiekunka i patronka świata górniczego.

            Z pewnością kult św. Kingi wśród górników bocheńskich istniał już w pierwszej połowie XV wieku.

            W życiorysie św. Kingi napisanym przez Jana Długosza, oprócz poprzednio zebranych opisów łask i cudów, znajdują się opisy nowych cudów, jakich doznali wierni za wstawiennictwem św. Kingi[3]. Wśród nich opisane są dwie szczególne łaski dotyczące ludności bocheńskiej.

            Pierwsza łaska miała miejsce w rodzinie Gładyszów, która to rodzina za czasów Kazimierza Wielkiego posiadała na Sądecczyźnie dobra ziemskie, a zarazem dziedziczny urząd bachmistrzowski, czyli naczelnych kierowników odbudowy kopalń w Bochni.

            W rodzinie Gładyszów przyszło na świat dziecko jakby bez kości, było bezwładne i nie mogło uczynić żadnego celowego ruchu, nie mogło niczego wykonać własnymi siłami. Ofiarowane dziecię do grobu św. Kingi, na oczach rodziców i licznie zgromadzonych pielgrzymów, odzyskało władzę członków do tego stopnia, że za rzuconym przez kogoś jabłkiem samo pobiegło i podniosło owoc z ziemi. O tym cudzie rodzice zeznawali pod przysięgą[4]. To cudowne uzdrowienie miało miejsce w Starym Sączu w roku 1431. Wieść o nim szybko się rozeszła po Bochni i okolicy, co przyczyniło się do wzrostu kultu, zaufania we wstawiennictwo św. Kingi u Boga.

            Drugą szczególną łaską, której doznali bocheńscy górnicy, a wieść o niej rozeszła się prawie po całej Polsce, było ugaszenie pożaru w kopalni bocheńskiej w roku 1441, za wstawiennictwem św. Kingi.

            W tymże roku wybuchł pożar w podziemiach kopalni, wśród nagromadzonego drewna służącego do budowy chodników i zabezpieczenia stropów oraz wyrobisk, bezpośredniego miejsca pracy górników. Pożar był tak gwałtowny i takie przybrał rozmiary, że płomień wydobywał się otworami szybów aż na powierzchnię kopalni. Trudno było podjąć jakiekolwiek środki zmierzające do uśmierzenia pożaru, gdyż ze względu na wybuchające płomienie nie było można dostać się do chodników kopalni. Wtedy to kierownik warzelni soli, Paweł Gładysz podsunął żupnikowi Mikołajowi Serafinowi z Dąbrówki myśl, ażeby u św. Kingi, która "jeszcze za żywota zasługami i modlitwami skarb solny do Bochni przywiodła", szukać pomocy i ratunku. Serafin natychmiast urządził pielgrzymkę do grobu Świętej, w której to pielgrzymce oprócz niego i jego żony Urszuli, Pawła Gładysza i Dobiesława Kmity z Wiśnicza wzięła udział wielka liczba górników i wielu innych ludzi z najrozmaitszych stanów i warstw.

            W Sączu, przy grobie św. Kingi została odprawiona błagalna Msza Św., a pątnicy zapalili u grobu Świętej mnóstwo świec, natomiast Serafin ofiarował klasztorowi 10 bałwanów soli, 5 grzywien srebra oraz kosztowny kobierzec.

            Święta Kinga swoim wstawiennictwem poparła błagalne modły pielgrzymów i Pan Bóg sprawił, że gdy jeszcze pielgrzymi przebywali w Starym Sączu przybył z Bochni posłaniec z wiadomością, że "zapomniał ogień swej mocy, ucichły one srogie zapały i straszliwe płomienie pogasły"[5].

            Żupnik Serafin po powrocie do Bochni dokonał przeglądu kopalni i stwierdził, że chociaż pożar był tak groźny najmniejszej szkody nie wyrządził[6].

            Wiadomość o pożarze w kopalni bocheńskiej przekazali nam oprócz Długosza, Przecław Mojecki, Frankowic, Petrykowski i inni.

            Niezależnie od źródeł historycznych dochowała się do czasu procesu beatyfika­cyjnego św. Kingi, w roku 1684, ustna tradycja przekazywana w świecie górniczym z pokolenia na pokolenie. Wyrazem tego jest zeznanie m.in. 39 świadka Józefa Gratkowskiego, kustosza żupy bocheńskiej[7].

            Fakt ugaszenia pożaru za przyczyną św. Kingi odegrał w dziejach jej kultu znaczną i wyjątkową rolę. Kult ten bowiem nie tylko się utwierdzał, ale nadto poszerzał w okolicach Bochni.

            Występujący w procesie beatyfikacyjnym św. Kingi, górnicy bocheńscy, podali bardzo wiele szczegółów, które świadczą o wielkim kulcie Świętej w świecie górniczym. Wspominali oni, że wśród górników istnieje zwyczaj od niepamiętnych czasów, że biorą oni udział w pielgrzymkach do grobu św. Kingi, że przed rozpoczęciem pracy w kopalni zbierają się wspólnie w podziemiach kopalni na modlitwę, polecając się opiece i wstawiennictwu Patronki górników. Świadkowie wyżej wspomnianego procesu szczególnie dokładnie opisują dwa wypadki ocalenia od śmierci bocheńskich górników.

            Jędrzej Wlaszek spadł ze "ślągu" w głąb szybu Floriańskiego[8] i lecąc w głąb szybu uchwycił się liny i dzięki temu ocalał. Sam później zeznał, że ocalenie zawdzięcza św. Kindze, której w momencie niebezpieczeństwa polecał się[9].

            W krótkim czasie po tym wypadku cudownego ocalenia życia doznał Bartłomiej Ladaco, który 24 lipca w dzień święta Kingi wpadł głową w dół do szybu. O jego ocalenie modlił się nadzorca.

            Wypadek z Wlaszką miał miejsce przed rokiem 1639, a uratowanie życia Bartłomiejowi Ladaco miało miejsce około roku 1654[10].

            Fakty te świadczą nie tylko o żywym kulcie św. Kingi w żupie bocheńskiej, ale także o wielkim nabożeństwie i zaufaniu w skuteczne wstawiennictwo u Boga św. Kingi.

            Według zeznań świadków procesu beatyfikacyjnego, dowodów szczególnej opieki nad górnikami ze strony św. Kingi było znacznie więcej, ale te dwa były najbardziej charakterystyczne i powszechnie znane.

            Po roku 1654 górnicy bocheńscy zaczęli w sposób uroczysty obchodzić dzień śmierci św. Kingi, 24 lipca jako święto patronki górników.

            Dzień ten nabrał charakteru urzędowego święta, dzięki szczególnemu nabożeństwu do św. Kingi ze strony króla Polski, Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W protokole Komisji Żupnej z roku 1670 w części dotyczącej fundacji stałych dorocznych nabożeństw ku czci św. Kingi w kościołach farnych Wieliczki i Bochni znajduje się następujący tekst: "Zawdzięczając Bogu Najwyższemu dobrodziejstwa, które narodowi naszemu tu w Bochni i Wieliczce przez otworzenie skarbów solnych za przyczyną bł. Kunegundy, Królowey Polskiey, hojnie pokazał, na chwałę Majestatu Jego y na cześć y na pamiątkę teyże błogosławioney Kunegundy i na uproszenie przez nią dalszych wszelkich Królowi Imci...nowopanującemu...szczęśliwości, a stąd na dobrej całej Rzeczpospolitej, sub ratihabitatione I.K.M. Pana Naszego Miłościwego ordynowaliśmy i teraźniejszym dekretem naszym ordynujemy kościołowi wielickiemu i bocheńskiemu i kapłanom z żup wielickich i bocheńskich Administratorowie ich pro tunc będący wiecznymi czasy na każde święto Błogosławionej Kunegundy kościołom wyżej mianowanym i ich kapłanom w Bochni po złotych sto dwadzieścia, a w Wieliczce po złotych sto pięćdziesiąt całe y zupełnie oddawać powinni, żadney zwłoki w tey płacy nie czyniąc i na żadną exceptią nie referując. Względem którey prowizyey Duchowieńs­two pomienione, przy tych kościołach będące, każdego roku w dzień wiliey Jakuba Apostoła in julio Wotiwę śpiewać de Sanctissima Trinitate, póki bł. Kunegundy kanonizatia nie przyjdzie, obowiązani będą, cum gratiarum actione pro beneficiis Dei et imploratione szczęśliwemu panowaniu I.K.Mci teraz i na potym będącemu z Cantem frektowym lubo choralnym y inszymi ceremoniami, do solemnego nabożeństwa należącymi, jak to już pierwsza Msza taka podczas Commissyey teraźniejszey szczęśliwie odprawiona jest, wiecznymi czasy odprawiać mają...

            A na tej Mszy Św. aby urzędnicy żupni, na czas praesentes i robotnicy wszyscy, tak do robót żupnych należący, jak wysłużeni i wyrobieni - bywali, zdrowia i roboty swojej przez błogosławioną Kunegundę na chwałę Majestatu Boskiego ofiarowali się ze wszystkim ludem na ten czas zgromadzonym za zleceniem kaznodzieje, za dobrodzieystwa Boskie w pokorze dziękowali y o szczęśliwe panowanie I.K.Mci, y na potym będącego o dobro Rzeczpospolitej, o pomnożenie dobrodziejstwa tego, tudzież szczęśliwe roboty y urzędów swoich prowadzenie, łaski i miłosierdzia Jego gorąco prosili, onych obowiązujemy, gwoli czemu, aby to nabożeństwo w niedzielę, dzień wyżej opisany poprzedzającą z ambony tychże kościołów opowiadane i zalecane było, perpetuis temporibus mieć chcemy"[11].

            Bardzo dokładny program uroczystości ku czci św. Kingi świadczy o tym, że Kinga była uważana nie tylko za patronkę górników, ale także za patronkę całej Rzeczpospolitej. Cześć publiczną oddawano Kindze jeszcze przed formalną beatyfikacją, która miała miejsce w roku 1690. Uroczystość 24 lipca stała się świętem obowiązują­cym nie tylko w świecie górniczym w Bochni i w Wieliczce, ale także świętem wspomnianych miejscowości i okolic.

            Miejscami szczególnego kultu św. Kingi były nie tylko kościoły w Bochni i w Wieliczce, ale także i przede wszystkim miejsca pracy górników, kopalnie.

            Protokoły procesu beatyfikacyjnego z roku 1684 stwierdzają, że kiedy wczesnym rankiem spuszczano górników do kopalni, górnicy śpiewali Litanię Loretańską, w której po wezwaniu Królowo Wszystkich Świętych, dodawano trzykrotnie błagalną prośbę: "Święta Kunegundo, Patronko nasza, módl się za nami"[12]. 

            Nadto niektórzy górnicy posiadali jakieś drukowane litanie ku czci św. Kingi, które prywatnie odmawiali[13].

            Prawdopodobnie był to pochodzący z końca XVII wieku[14] zbiorek modlitw pieśni, godzinek ku czci św. Kingi wydany w Krakowie po raz czwarty w roku 1725, za rządów ksieni starosądeckiej Katarzyny Siemieńskiej.

            Fakt, że do naszych czasów dochował się tylko egzemplarz z czwartego wydania[15], świadczy, że modlitewnik ten był bardzo używany przez górników i ich rodziny oraz innych czcicieli św. Kingi.

            W kopalni bocheńskiej, na poziomie Augusta, na głębokości 211m, znajduje się dzisiejsza kaplica św. Kingi. Nazwa poziomu wywodzi się od króla Augusta II, gdyż za jego panowania rozbudowano piętro kopalni, nazwane jego imieniem. Na podstawie tego faktu można przypuszczać, że kaplica św. Kingi znajdująca się na tym poziomie powstała na początku XVIII wieku, a nawet z końcem XVII wieku.

            Dzisiejszą kaplicę św. Kingi stanowi obszerna i wysoka grota, o której wyżej już była wzmianka.

            Po dzisiejszy dzień, mimo niesprzyjających warunków politycznych, w kaplicy tej, co roku odprawiają się Msze Św. dla górników i ich rodzin, w Święta Bożego Narodzenia, św. Barbary i św. Kingi, co świadczy o historycznym i nieprzerwanym od wieków kulcie św. Kingi w świecie górniczym.

 

B GÓRNICY WIELICCY

 

            Na podstawie zeznań świadków w procesie beatyfikacyjnym św. Kingi z roku 1684 i życiorysu św. Kingi napisanego przez Frankowica, wiemy, że w dniu 16 grudnia 1644 roku[16] wybuchł w kopalni w Wieliczce groźny pożar spowodowany nieostrożnością górników. Wtedy znalazło się kilku odważnych górników, którzy zjechali szybem na dół, by ugasić pożar, ale wszyscy zginęli na skutek zaczadzenia lub poparzenia ogniem. Pożar szalał nadal, a mieszkańcy Wieliczki przeżywali ból po stracie górników i obawę, że kiedy spłoną i runą zwęglone kasty podtrzymujące stropy chodników i wyrobisk, pękną sklepienia kopalni, to całe miasto zapadnie się w otwartą czeluść.

            Kiedy siły ludzkie i dostępne do gaszenia pożaru środki okazały się nieskuteczne w ugaszeniu lub przynajmniej w zlokalizowaniu groźnego pożaru, wtedy postanowiono uciec się do niebiańskiej Patronki i Opiekunki żup solnych i górników - św. Kingi.

            W dniu 23 lipca 1645 roku urządzono uroczystą procesję do grobu św. Kingi w Starym Sączu. W pielgrzymce wzięli udział urzędnicy żupni, górnicy i niemal całe miasto. Odprawiano Msze Św. błagalne, kaznodzieje w sposób uroczysty oddawali pod opiekę św. Kingi kopalnię wielicką wraz z całym miastem, a szczególnie wielickich pątników.

            Burmistrz wielicki Aleksander z Raciborska Morsztyn i Adam Włotkowski, pisarz żupny, złożyli przy trumnie Kingi imieniem Adama Kazanowskiego, marszałka koronnego nadwornego, bogate wotum. Była to srebrna tablica, na której był wyryty obraz pożaru w kopalni w Wieliczce oraz szereg postaci górników, żebrzących na klęczkach Boskiego ratunku. Nad płonącą kopalnią, w obłokach, unosiła się postać Najświętszej Maryi Panny z klęczącymi u Jej stóp św. Klemensem, patronem kościoła wielickiego oraz św. Kingą.

            Na tejże tablicy był nadto umieszczony napis wyjaśniający intencję, w jakiej to wotum zostało złożone[17].

            Kiedy po odprawionych nabożeństwach u grobu św. Kingi pielgrzymi przygotowywali się do powrotnej drogi, wtedy nadjechał goniec z Wieliczki oświadczając, że pożar został uśmierzony w sposób cudowny.

            Wiadomość tą przyjęto z wielką radością i dziękowano Panu Bogu oraz św. Kindze za otrzymanie tak wielkiej łaski. Jak podaje Frankowic i świadkowie procesu beatyfikacyjnego, pożar w dziwny sposób utaił się na jakiś czas w kopalni, a potem nagle wybuchnął i nadal groził zawaleniem się kopalni, a nawet miasta i dlatego znaczna część mieszczan opuściła swoje domostwa. Pożar przeciągał się prawie dwa lata. Nad ratowaniem kopalni rozmyślał i modlił się o światło Boże Aleksander Morsztyn. Jemu to ukazała się na jawie św. Kinga i pouczyła go, że tylko przez szyb zwany Bednarką, można bezpiecznie dotrzeć do kopalni. Św. Kinga wskazała nadto na sposób ugaszenia pożaru. Powiedziała Morsztynowi, że jeżeli wypełni jej wskazania, pożar zostanie ugaszony.

            Aleksander Morsztyn po ugaszeniu pożaru w kopalni wielickiej uczynił dziękczynienie u grobu wielkiej Patronki górników św. Kingi i postanowił, by odtąd, co roku w dniu 24 lipca, w dzień śmierci, a zarazem narodzin dla nieba Kingi, cała załoga kopalni i jej rodziny, uroczyście świętowali, dziękując Bogu za łaski otrzymane za wstawiennictwem św. Kingi.

            Na temat pożaru kopalni w Wieliczce zeznali pod przysięgą co następuje:

            Wojciech Pszczoła, liczący wówczas 80 lat: "Mam sobie za osobliwy cud jako i inni ludzie toż przyznawają, że przeszło czterdzieści lat, gdy pod szybem solnym zapaliła się kaplica, która była z drewna tam zbudowana, a stąd i maszt zapalił się z drewna tam zbudowany. W tamtym miejscu kopać soli nie mogli dla dymu i fetoru i to trwało trzy ćwierci roku. Wotywa była o bł. Kunegundzie w pół roku po zajęciu się tego ognia, której wszyscy oficjalistowie i robotnicy słuchali prosząc Pana Boga, aby przez przyczynę błogosławionej ten ogień uśmierzył i wotum srebrne posłali do grobu Błogosławionej do Sącza, po tym nabożeństwie około ćwierć roku zajrzeli do tego miejsca, gdzie gorzało. Otworzywszy tarasy zobaczyli, że ogień ustał i tylko węgle znaleziono i wszyscy przyznali, że przez przyczynę bł. Kunegundy ten ogień uśmierzony został i dotąd ta jest pospolita opinia i wiara, że uśmierzenie tego ognia stało się przez przyczynę Błogosławionej".

            Znacznie obszerniej opisuje ten fakt świadek Jakub Rachwał, a mianowicie: "Jest temu przeszło lat czterdzieści jako w kaplicy drewnianej na dole, w górze „Stara” nazwanej, inaczej na Boczon, gdy tam w nocy robili i świecę zapaloną postawili przed Pasją, odeszli do roboty, w tym czasie zajęła się kaplica. Ludzie z daleka dym poczuli, robiący tam na dole i gdy chcieli iść ku kaplicy, nie mogli dojść, bo dym dusił, jako i jednego górnika zadusił. Zaraz to spostrzegłszy i zaraz dali znać ludzie do sztygara do żupy, że gore na dole i na gwałt dzwoniono i ludzie na ratunek u wszystkich szybów spuszczali się na dół i tarasy robili, kładąc drzewo i rumy sypiąc i iłem lepili i tak zostawili. W ćwierć roku potem do jednego tarasu poszli i dziurę małą wierzchem wybili, chcąc obaczyć czy jeszcze jest ogień. A gdy się dym wielki i fetor pokazał znowu tę dziurę zabili i zawalili, widząc, że jeszcze był ogień. We trzy kwartały blisko po tym oglądaniu, uradzili panowie oficjalistowie żupni, ażeby wotywa była do bł. Kunegundy na uśmierzenie tego ognia i była ta wotywa w kościele farnym wielickim, na której byli wszyscy oficjalistowie, górnicy i pospólstwo w wielkiej liczbie. Po odprawionej wotywie zaraz spuszczono górników i cieślów na dół i poszli odbijać taras dla obaczenia, jeżeli jeszcze był ogień, ale już ognia ani dymu nie było, tylko fetor. Co widząc zaraz dziękowali Panu Bogu iż przez przyczynę Błogosławionej ten ogień ustał, jakoż po tym i inne tarasy poodbijali i ognia nie było, tylko jako ludzie powiadali, że węgle gorące były i w całym tym miejscu, gdzie gorzało gorąco było. O czym dowiedziawszy się my, cośmy w inszych górach dalej robili, przyklęknąwszy dziękowaliśmy Panu Bogu wspominając przyczynę bł. Kunegundy i słyszałem, że wszyscy górnicy i całe pospólstwo w mieście dziękowali Panu Bogu i wysławiali bł. Kunegundę, że za jej przyczyną ustał. Po tym wszystkim wiem dobrze, że pospólstwo wotum srebrne kazali zrobić i kompania z tym wotum poszła do Sącza, do grobu bł. Kunegundy i tam Mszę Św. na podziękowanie kazawszy odprawić wotum oddali jako zaraz po uśmierzonym ogniu wszyscy ludzie przyznawali, że ustał za przyczyną bł. Kunegundy tak i potem i dotychczas ludzie wspominają i przyznawają, że ten ogień ustał przez przyczyną bł. Kunegundy, do której całe pospólstwo nieustannie ma nabożeństwo i jej dzień uroczystości obchodzimy z zgromadzeniem ludzi z dawna[18].           Od czasu ugaszenia pożaru w Wieliczce, jak głęboko wierzyli górnicy, za wstawiennictwem św. Kingi, rozpoczął się nowy okres gorącej czci i kult Świętej. Kult ten szerzony wśród górników i ich rodzin nabierał rysu publicznego, urzędowego. W aktach urzędowych żupy solnej w Wieliczce pojawia się coraz częściej imię Świętej, a codzienna pobożność rodzin górniczych świadczy o kulcie św. Kingi, jaki żywią w swych sercach ci ludzie.

            W Sierczy w pobliżu Wieliczki istniała w tym czasie prywatna kopalnia soli, której właścicielem był Lubomirski. Kiedy Stanisław Lubomirski, wojewoda ruski, szukał soli na swojej posiadłości i zabrał się do bicia szybu, uczynił ślub, że jeżeli za przyczyną św. Kingi natrafi na złoża soli, to będzie szerzył jej kult w całej Polsce. W rzeczywistości górnicy kopiący szyb natrafili na bogate złoża soli, a Lubomirski przypisując ten fakt orędownictwu św. Kingi, nazwał ten szyb jej imieniem[19].

            Administrator kopalni Lubomirskich, Maciej Treter, który występował jako świadek w procesie beatyfikacyjnym św. Kingi w roku 1684 zeznał, że on przed dwudziestoma czterema laty, a więc w roku 1660 ufundował w Wieliczce w kościele OO.Reformatów ołtarz, który wykonali górnicy z Sierczy i od tego czasu wprowadzili doroczne nabożeństwo w rocznicę zgonu św. Kunegundy, tj. w dniu 24 lipca każdego roku.

            Jak więc wynika z danych to nie Lubomirski, ale Maciej Treter był głównym szerzycielem kultu św. Kingi wśród górników pracujących w kopalni w Sierczy. Maciej Treter był, jak sam zeznał, czcicielem św. Kingi od najmłodszych lat i często pielgrzymował do grobu Świętej w Starym Sączu. Świadectwo Macieja Tretera posiada o tyle donioślejszą wagę, że był to człowiek uczony, znany matematyk i astrolog ogłaszający swoje osiągnięcia naukowe[20].

            Postawiony w kościele OO.Reformatów w Wieliczce ołtarz ku czci św. Kingi i doroczne obchody jej święta są wyraźnym dowodem kultu tejże Świętej poza granicami Starego Sącza. Ołtarz wyżej wspomniany został wzniesiony przy północnej ścianie kościoła, między ołtarzami Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, a ołtarzem św. Anny.

            W nastawie ołtarza znajdował się obraz św. Kingi klęczącej z wyciągniętymi rękoma i wpatrzonej w wyobrażenie Miłosierdzia Bożego. Przed Kingą jakby na ziemi leżała księga, a na niej korona królewska i berło. Dookoła głowy Kingi jaśniała złocista aureola[21].

            Przed tym ołtarzem odbywały się doroczne nabożeństwa górników, którzy w dniu 24 lipca oczyszczali swoje sumienia w Sakramencie Pokuty, a przystępując do Komunii Św. polecali w czasie Mszy Św. św. Kindze swoje prace i troski górnicze[22].

            Ołtarz św. Kingi fundowany przez Macieja Tretera przetrwał aż do pożaru kościoła OO.Reformatów w roku 1718. Sam obraz św. Kingi zdołano uratować i w trzy lata później znalazł się on w nowym ołtarzu poświęconym św. Katarzynie Bolońskiej, którego to ołtarza konsekracji dokonał w dniu 26 sierpnia 1721 roku biskup kijowski Jan Tarło[23].

            Po beatyfikacji św. Kingi w roku 1690 górnicy z Wieliczki usilnie zabiegali o relikwie św. Kingi. Po dzisiejszy dzień w kościele parafialnym w Wieliczce znajduje się srebrny relikwiarz barokowy, wykonany w kształcie tuby. Ornamentyka świadczy, że relikwiarz został wykonany pod koniec XVII wieku.

            W roku 1764 w sporządzonym spisie stanu kościoła znajdujemy zapiskę następującej treści: "Relikwia bł. Kunegundy per modum trumienki, która jest w bractwie tragarskim"[24].

            Zapiska ta świadczy, że relikwie były własnością bractwa górniczego, co wskazuje, że prawdopodobnie oni wystarali się o relikwie Świętej.

            Pierwsza kaplica św. Kingi w kopalni wielickiej znajdowała się w górze zwanej "Starą" albo "Na Boczańcu". Kiedy dokładnie kaplica ta powstała nie wiemy, gdyż brak jest dokumentów historycznych.

            Pierwszą wzmianką o istniejącej już kaplicy św. Kingi w kopalni w Wieliczce jest opis pożaru z roku 1697. Od wotywnych świec zapalonych przez górników zajął się ołtarz i wkrótce pożar rozszerzył się na przylegające części kopalni. Paliły się przede wszystkim drewniane bele umacniające chodniki i drewniany materiał zgromadzony w podziemiach kopalni. Ogień starano się ugasić zasypując bryłami soli i ziemią chodniki, w przekonaniu, że zamknięcie dostępu powietrza do miejsc pożaru przyczyni się skutecznie do wygaśnięcia ognia. Kiedy po trzech miesiącach wybito otwór w jednej zaporze, przekonano się, że napór dymu i duszący zapach świadczą, iż pożar jeszcze nie wygasł. Po upływie dalszych sześciu miesięcy urzędnicy żupni zamówili w kościele farnym w Wieliczce uroczystą Mszę Św. wotywną do św. Kingi na intencję uśmierzenia pożaru. W nabożeństwie tym uczestniczyli wszyscy urzędnicy, górnicy i tłumy miejscowej ludności[25].

            Po odprawionej wotywie przystąpiono do odbicia jednego tarasu i stwierdzono, że ogień całkowicie wygasł. Nie było dymu, tylko czuć było spaleniznę, a w niektórych miejscach górnicy znaleźli jeszcze gorące węgle, z czego wnioskowali, że  wygaśnięcie płomieni dokonało się dopiero w ostatnich dniach.

            We wszystkich komorach i sztolniach ustała na chwilę praca, a górnicy na klęczkach zasyłali dziękczynne modły ku tej, która jako ich szczególna Patronka i tym razem ocaliła od zagłady ich warsztat pracy, pomyślała o przyszłości górników i ich rodzin[26].

            Według niektórych relacji urządzono dziękczynną wotywę w wielickiej farze, a nawet zorganizowano pielgrzymkę do grobu św. Kingi w Starym Sączu[27].

            Łabędzki w swoim dziele o pobożności górników zaznaczył[28], że po pożarze w roku 1697 postanowiono rozebrać wszystkie drewniane kaplice znajdujące się w podziemiach kopalni, górnicy jednak oparli się temu zarządzeniu i czuwali, by wszystkie kaplice zostały nienaruszone, dlatego jeszcze przez długie lata istniały kaplice w kopalni.

            Natomiast niedaleko spalonej kaplicy św. Kingi wzniesiono ku jej czci nową kaplicę, ale tym razem wykutą w caliźnie solnej.

            Według Lustracji Żupnych z lat 1730 - 1733 kaplica była zdobiona posągami wykutymi w soli. W głównym ołtarzu był obraz św. Kingi. Po lewej stronie stał ołtarzyk z Ukrzyżowanym Chrystusem wystruganym z drzewa, a po prawej stronie ołtarzyk Najświętszej Maryi Panny konającej wśród Apostołów. W tej to kaplicy górnicy przed rozpoczęciem swej pracy śpiewali litanię, a przed obrazem św. Kingi paliła się stale lampa skarbowa[29].

            W okresie rozbiorów Polski cesarz Austrii, Józef II w dniu 30 października 1782 roku wydał dekret, mocą którego podlegały kasacie wszystkie klasztory kontemplacyjne. Między siedmiuset klasztorami skazanymi na zagładę znalazł się także klasztor sióstr klarysek w Starym Sączu. Władze zaborcze zlikwidowały, a raczej bezprawnie przywłaszczyły sobie święte naczynia kościelne, kielichy, puszki monstrancje, relikwiarz z czaszką św. Kingi, wszystko, co było sporządzone ze złota, albo z innego metalu, ale pozłacane lub posrebrzane, wysadzane drogimi kamieniami. Likwidacji uległo także ponad 300 wotywnych serc i tabliczek, lichtarze, tace, haftowane ornaty, kapy, habit św. Kingi wyszywany złotem, obrusy i bielizna kościelna[30].

            W tym samym czasie generalny naczelnik salin w Bochni i Wieliczce, Aleksander Heiter von Schonweth c.k. Radca i Komisarz Nadworny spełniający swój urząd w latach 1772 - 1786 zniósł w Wieliczce wszystkie górnicze święta, a między innymi także doroczną uroczystość ku czci św. Kingi.

            Zarządzenie Heitera wywołało wśród górników wielickich wielkie oburzenie, tym bardziej, że Heiter znosząc święta górnicze w Bochni pozostawił święto św. Kingi. Stało się to widocznie na skutek wielkiego oporu ze strony tamtejszych górników.

            Na miejsce zniesionych świąt ustanowiono dla górników w Bochni święto w Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, a dla górników w Wieliczce święto św. Teresy i św. Józefa ze względu na cześć pary cesarskiej Marii Teresy i Józefa II.

            Już od roku 1782 wyżej wymienione święta były obchodzone w świecie górniczym zamiast świąt dotychczas uroczyście obchodzonych przez świat górniczy.

            Ponieważ Gubernium we Lwowie w związku z konfiskatą relikwii św. Kingi w bogatych relikwiarzach, miało wielkie kłopoty, co do lokalizacji tychże, dlatego Heiter postanowił ściągnąć relikwie św. Kingi wraz z relikwiarzami do kopalni w Wieliczce, a przynajmniej do samej Wieliczki.

            W podziemnej kaplicy św. Krzyża /obecnie kaplica św. Antoniego/, wykutej w skale solnej Heiter postanowił urządzić mauzoleum św. Kingi. Na ołtarzu u stóp Ukrzyżowanego Chrystusa wykutego z ciemnej soli, Heiter postanowił umieścić trumienkę z relikwiami św. Kingi, a złote relikwiarze w niszach po jednej i drugiej stronie.

            W dniu 13 lutego 1782 roku Heiter wysłał do Lwowskiego Gubernium pisemną prośbę, ażeby relikwie św. Kingi z przynależnymi doń kosztownościami przysłano do Wieliczki i pozwolono je umieścić w kaplicy Św. Krzyża na pierwszym piętrze kopalni, gdzie lud górniczy codziennie swoje nabożeństwo odbywa. Nadto zaproponował utworzenie posady specjalnego kapelana, któryby w każdy dzień roboczy odprawiał Mszę Św. w kopalni przy relikwiach św. Kingi i by zostało z tej okazji przywrócone święto św. Kingi w dniu 24 lipca[31].

            W dniu 27 lutego 1782 roku Heiter otrzymał z Gubernium Lwowskiego od hr. Brygido pismo z dnia 22 lutego /liczba 246,f.15/, w którym Heiter został powiadomiony, że starosta obwodowy w Wieliczce otrzymał polecenie by kosztowności zabrane z klasztoru sióstr klarysek w Starym Sączu, opieczętowane i dokładnie spisane przekazać Heiterowi. Heiter natomiast otrzymał odpowiednie polecenie, by przekazane mu kosztowności odebrał i przechował do dalszego rozporządzenia.

             W międzyczasie klaryski starosądeckie, po zawieszeniu dekretu kasacyjnego, domagały się przywrócenia im bezprawnie zabranych relikwii św. Kingi.

            Wobec tego Gubernium we Lwowie nakazało Heiterowi przesłanie wszystkich zarekwirowanych kosztowności starosądeckich, które znajdowały się w Wieliczce. Heiter nie mógł więc zrealizować swoich planów, gdyż musiał wszystko odesłać do Lwowa, a relikwie św. Kingi pozbawione kosztownych relikwiarzy znalazły się, za zgodą Gubernium Lwowskiego, w Kurii Biskupiej w Tarnowie.

            We Lwowie na polecenie władz zaborczych ks. Godurowski osobiście wyjął relikwie św. Kingi z kosztownych relikwiarzy i przekazał je ówczesnemu rządcy diecezji tarnowskiej, ks. Duwallowi, który polecił sporządzić odpowiedni protokół o przekazaniu relikwii św. Kingi. Na podstawie tego protokołu biskup tarnowski Florian Amand Janowski wydał w roku 1788 dekret stwierdzający autentyczność relikwii św. Kingi. Dokument ten został wydany z okazji wizytacji kanonicznej klasztoru sióstr klarysek w Starym Sączu[32].

            Z chwilą odesłania relikwii i kosztowności będących własnością sióstr klarysek w Starym Sączu, z Wieliczki do Lwowa, władze wielickich żup solnych przestały się interesować kultem Świętej i nie reagowały na interwencje górników wielickich domagających się przywrócenia święta w dniu 24 lipca, jak to było dawniej. 

            Rząd austriacki zlikwidował wszelkie dotacje na urządzanie nabożeństw ku czci św. Kingi, jakie na mocy rozporządzenia króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego wypłacano urzędom parafialnym w Bochni i Wieliczce.

            Co zaś tyczy nabożeństw urządzanych w kościele OO.Reformatów w Wieliczce, to ustały one jeszcze w roku 1717, kiedy to żupa solna Lubomirskich została włączona do kadry królewskich górników[33].

            Od roku 1717 górnicy ci byli obowiązani do uczestniczenia w nabożeństwach górniczych w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Klemensa w Wieliczce.

            Mimo licznych zakazów, kult św. Kingi w świecie górniczym w Wieliczce nie ustawał, ale trwał i szerzył się nadal. Już w trzeciej z rzędu wybudowanej nowej kaplicy w podziemiach kopalni odbywały się nabożeństwa kilka razy w roku.

            Obecna kaplica św. Kingi w kopalni wielickiej znajduje się w szerzynie Boczaniec w sąsiedztwie szybu "Regis".

            Kaplica zbudowana w tymże miejscu, w nieustalonym bliżej czasie, ale przed rokiem 1697 została poświęcona św. Kunegundzie. W roku 1697 kaplica uległa zniszczeniu przez pożar, który zagrażał wtedy całej kopalni[34]. Kaplica na Boczańcu była zbudowana z drewna. Nowa kaplica pod wezwaniem św. Kunegundy została odbudowana w pobliżu, gdzie istniała poprzednia przed spaleniem, ale w całkowicie zmienionym kształcie. Wykuto dla niej głęboką wnękę w ociosie południowym szerzyny Boczaniec. Kaplica została zaopatrzona w mensę ołtarzową z soli oraz trzy lub cztery rzeźby pełne na postumentach[35].

            Głębiona w ścianie szerzyny tej kaplicy przestrzeń mogła naruszyć jej strukturę i dlatego już na początku XIX wieku uległa zniszczeniu[36].

            Kiedy w roku 1892 obchodzono na szeroką skalę sześćsetletnią rocznicę śmierci św. Kingi, co bardzo wydatnie przyczyniło się do pogłębienia i rozszerzenia kultu Błogosławionej, górnicy wieliccy postanowili wybudować nową kaplicę w kopalni w Wieliczce. Kaplica wybudowana na Boczańcu znajdowała się od dawna w ruinie i nie nadawała się do odbudowy[37].

            W roku 1896 przystąpiono do budowy nowej kaplicy w kopalni wielickiej. Wprawdzie już w roku 1895 J. Waydowicz na polecenie Zarządu Salinarnego przeprowadził generalną wizytację i wtedy wskazał na jedną z komór podziemnych, która po odpowiednim zaadaptowaniu mogłaby spełniać rolę kaplicy.

            Obecna kaplica została ukończona już w roku 1898, o czym świadczą inne zapiski, że na początku roku 1899 zespół górników zatrudnionych przy kaplicy św. Kingi został zaangażowany do pracy przy odkuwaniu kopii ołtarza głównego w kaplicy św. Antoniego. Praca ich trwała aż do początku roku 1900[38].

            Wymiary wnętrza kaplicy wynoszą: przy spągu długość 41,7m, szerokość 16m, przy stropie długość 54m, szerokość 18,5m, wysokość 10 - 12,5m. Spąg znajduje się na głębokości 96,5m pod ziemią. Ze względu na tak duże wymiary i rozwinięty plan wnętrza kaplicę tą początkowo od roku 1896 nazywano podziemnym kościołem, ale w XX wieku obiekt ten przyjmował nazwę "kaplica św. Kingi", co zostało utrwalone w źródłach historycznych, miejscowej tradycji oraz we współczesnych publikacjach[39].

            Pierwsza wiadomość o użytkowaniu zakrystii przy kaplicy św. Kingi, która to zakrystia została "wykuta w ścianie solnej kaplicy" pochodzi z 1903 roku[40]. Dla ozdoby kaplicy artysta Markowski wykonał grupę rzeźb drewnianych do Szopki Betlejemskiej, którą w latach 1903 - 1920 powiększył do dwudziestu figur[41].

            Józef Markowski w roku 1903 wyrzeźbił w bryle soli ambonę. Na ambonie umieszczona jest data jej wykonania i nazwisko autora tego dzieła[42].

            Przed rokiem 1912 wykuta została nowa zakrystia w caliźnie solnej a w r. 1914 została ukończona rzeźba św. Kingi w bryle soli. Figura ta znajduje się w głównym ołtarzu kaplicy[43].

            Spośród trzydziestu pracowników, którzy przekształcali komorę Panzenberger II począwszy od r. 1895 do najsławniejszych z nich, którzy podobnie jak inni pracowali sposobem gospodarczym, bezinteresownie upiększając kaplicę św. Kingi w kopalni wielickiej należą Józef Markowski, Tomasz Markowski i Antoni Wyrobek. Ci dwaj ostatni wyrzeźbili wiele figurek z soli i drewna oraz przyczynili się do powstania płaskorzeźb na ścianach kaplicy[44].

            Jakkolwiek Łukasz Walczy twierdzi, że już na początku XX wieku kaplica św. Kingi w kopalni wielickiej przybrała "pełną i skończoną formę"[45], to jednak zwiedzający tę kaplicę i wsłuchujący się w słowa przewodnika, mogą się utwierdzić w przekonaniu, że kaplica św. Kingi w Wieliczce stale jest upiększana, doskonalona, rodzi się w niej coraz to nowe piękno, owoc rozmaitych artystów[46].

            Obydwie kaplice kopalniane zarówno w Bochni, jak i w Wieliczce pozostają po dzisiejszy dzień miejscami szczególnej modlitwy górników i ich rodzin. Trzy razy w roku odprawiają się w nich uroczyste Msze św., a mianowicie: w Święto św. Kingi w dniu 24 lipca, w święto św. Barbary w dniu 4 grudnia i pasterka w Boże Narodzenie.

            Obok święta św. Kingi górnicy bocheńscy i wieliccy od początku XIX wieku czczą także św. Barbarę jako Patronkę wszystkich górników.

            Okres II wojny światowej i następujące po niej lata rządów komunistycznych w Polsce przerwały ciągłość tradycyjnej Służby Bożej i wspólnych modłów rodzin górniczych w kopalnianych kaplicach. Dopiero w latach 1980 - 1981, na skutek zmian politycznych została przywrócona wielowiekowa tradycja górnicza i w wyżej wymienione dni znów w kaplicach kopalnianych odprawiają się Msze św. z licznym udziałem świata górniczego[47].

            Tak więc z legend górniczych dotyczących zarówno górników bocheńskich, jak i wielickich[48] należy wysunąć twierdzenie, że świat górniczy odznaczał się wielką pobożnością, w szczególny sposób poprzez wieki oddawał cześć św. Kindze, miał do niej i nadal posiada głębokie zaufanie jako do swojej Patronki, Opiekunki, Pośredniczki u Boga. Modlono się do św. Kingi nie tylko wtedy, kiedy zagrożony był ich warsztat pracy przez pożary czy zalewy chodników i miejsc bezpośredniej pracy, ale kiedy górnikom zagrażało bezrobocie, ubóstwo i głód, kiedy czuli się wyzyskiwani i nie otrzymywali słusznego wynagrodzenia za pracę, kiedy życie w rodzinach górniczych stawało się ciężkie, wtedy uciekano się do św. Kingi, a ufność, z jaką szukali jej wstawiennictwa u Boga nie doznawała zawodu, stwierdzali w szybkim czasie, że zostali wysłuchani.



[1] Dobkiewiczowa Kornelia dz.cyt. s. 24-28.

[2] j.w. s. 30-38.

[3] Vita II, s. 405-436 /paginacja stron z akt procesowych z r. 1684/.

[4] Vita II, s. 329.

[5] Mojecki Przecław dz.cyt. s. 279.

[6] Vita II, s. 300-331 /z akt procesu z r. 1684/.

[7] Józef Gratkowski, XXXIX świadek w procesie beatyfikacyjnym w r. 1684.

[8] Dziś szyb nieczynny zwany Floris.

[9] Proces beatyfikacyjny z r. 1684, k. 435-437.

[10] Rościszewski, dz.cyt. cud 8: proces beatyfikacyjny z r. 1684, zeznania Józefa Grotkowskiego, k. 427 i Rabsztyńskiego k. 422-425.

[11] Proces beatyfikacyjny z r. 1684 k. 434-435.

[12] j.w.

[13] W latach 1723-1729 ksienią klasztoru starosądeckiego była Katarzyna Siemieńska. Za jej urzędowania wyszło w Krakowie czwarte wydanie książeczki zatytułowanej: "Dzienne Godzinki o bł. Kunegundzie Xiężnie Polskiey a potym zakonnicy św. Klary". Czwarte wydanie ukazało się w r. 1725.

[14] j.w.

[15] W bibliografii Estraichera podane jest tylko wydanie czwarte.

[16] Proces beatyfikacyjny z r. 1684, k. 441-443 zeznania Macieja Tretera, Polańskiego, Sandecjusza, Tarczelewicza.

[17] Pełny tekst znajduje się w aktach procesu beatyfikacyjnego z r. 1684 oraz w: Kowalski dz.cyt. s. 277, przyp. 20.

[18] Proces beatyfikacyjny z r. 1684 Jakub Rachwał iuxta 37.

[19] Frankowic, dz.cyt. s. 327-328.

[20] Kowalski, dz.cyt. s. 173.

[21] Proces beatyfikacyjny z r. 1684, k. 433.

[22] Frankowic, dz.cyt. s. 328.

[23] Archiwum OO.Reformatów w Wieliczce: Protocollon Conventus Vielicensis T.I, Rkp.

[24] Descriptio status ecclesiae parochialis in oppido Wieliczka consistensis A. 1764, s. 7, Rkp.

[25] Elenchus actorum canonizationis B.Cunegundis Reginae Poloniae z r. 1742 i nn. patrz zeznania: Wojciecha Pszczoły, Kaspra Miernika, Jakuba Rachwała, Józefa Lipowskiego.

[26] j.w. zeznania Jakuba Rachwała.

[27] j.w. zeznania Pszczoły i Rachwała.

[28] Łabęcki Hieronim, O pobożności górników w Polsce, Warszawa 1842, s. 144-170, w: Alleluja.

[29] Proces beatyfikacyjny z r. 1684, k. 153 i 155.

[30] Pamiętnik s. Eleonory Dydyńskiej: patrz S.Immakulata, Bł. Kinga, Kraków 1925, s. 165-167.

[31] Archiwum salitarne w Wieliczce nr 178, f. 15.

[32] Autentyczne dokumenty znajdują się w Archiwum SS.Klarysek w Starym Sączu; patrz także Kowalski, dz.cyt. s. 305 - odpis dokumentu ks. Duvalla biskupa nominata i wikariusza generalnego diecezji tarnowskiej.

[33] Kowalski, dz.cyt. s. 213.

[34] Paluch - Staszkiel Krystyna, Kaplica bł. Kingi w kopalni soli w Wieliczce, w: Studia i materiały do dziejów żup solnych w Polsce, Wieliczka 1981, T.X, s. 103-150.

[35] j.w. s. 111.

[36] j.w.

[37] j.w.

[38] j.w. s. 121.

[39] j.w. s. 115-116.

[40] j.w. s. 124.

[41] j.w. s. 128.

[42] j.w. s. 129.

[43] j.w. s. 131.

[44] j.w. s. 150.

[45] Łukasz Walczy, Kult bł. Kingi w małopolskich ośrodkach górnictwa solnego, w: Studia i materiały do dziejów żup solnych w Polsce, Wieliczka 1994, T.XXVIII, s. 27-35 patrz s. 33.

[46] Inforamcja przewodników po kopalni w Wieliczce.

[47] Łukasz Walczy, dz.cyt. s. 34.

[48] Patrz: Dobkiewiczowa, dz.cyt.; Julian Majka, Baśnie i legendy górników wielickich, Kraków 1978.

Kreator IAP - (C)opyright by Interaktywna Polska